11 maja 2024r. Imieniny: Igi, Miry, Lwa
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
Maciej Białecki o warszawskich przedszkolach

             Za chwilę Nowy Rok, a z nim nowe emocje i dantejskie sceny związane z zapisywaniem dzieci do żłobków. Wszystko to przez pochodzący chyba z innej epoki przepis stanowiący, że w przypadku dzieci mających tę samą liczbę punktów o przyjęciu decyduje kolejność złożenia wniosku, czyli w praktyce kolejność zalogowania się do systemu rekrutacji elektronicznej. W styczniu 2012 r. zalogowało się ok. 7,5 tys. rodziców, a wolnych miejsc było trzy razy mniej. Dantejskie sceny nastąpiły, gdy w internecie miały pojawić się wyniki rekrutacji ("Kierowniczki nie miały dzisiaj czasu na to, żeby nanosić na bieżąco informacje w systemie").

             W sumie w warszawskich żłobkach publicznych jest tylko 4860 miejsc. Na Bemowie są trzy żłobki dysponujące 199 miejscami - niezbyt dużo, jak na stutysięczną dzielnicę - przy ul. Klemensiewicza 6, przy Muszlowej 17 oraz "Zespół Żłobków m.st. Warszawy, Oddział Żłobka nr 40, Miniżłobek w Warszawie, ul. Pełczyńskiego 28a" (ta bizantyjska nazwa jest produktem ubocznym centralizacji zarządzania stołecznymi żłobkami w 2004 r., która wbrew obawom zakończyła się sukcesem, jak rzadko, jej wynikiem było równanie standardu placówek w poszczególnych dzielnicach w górę a nie w dół).

               By rozwiązać problem, rząd zapowiedział umożliwienie przyjmowania dwulatków do przedszkoli - w tej samej ustawie, która ma zapewnić powszechny dostęp do przedszkoli dla czterolatków od 2014 r., a dla trzylatków od 2016 r. Przez rok jednak Ministerstwo Edukacji Narodowej nie było w stanie poradzić sobie z napisaniem projektu ustawy i obniżenie wieku przedszkolnego na razie nie wygląda zbyt realnie. Na szczęście.

               To jest przecież jakiś absurd. O przepaści mentalnej dzielącej dwulatki od dzieci starszych wie każdy rodzic. Placówki przedszkolne nie są do tego przygotowane ani kadrowo, ani lokalowo i sprzętowo.

                Rząd zapowiedział umożliwienie przyjmowania dwulatków do przedszkoli - w tej samej ustawie, która ma zapewnić powszechny dostęp do przedszkoli dla czterolatków od 2014 r., a dla trzylatków od 2016 r.

                Projekt przyjmowania dwuletnich dzieci do przedszkola to najbardziej jaskrawy przykład obłudy tzw. polityki prorodzinnej rządu, która bynajmniej nie służy poprawie sytuacji rodzin, lecz ma ułatwić zatrudnienie obojga rodziców, by do budżetu wpływało więcej podatków i składek ZUS.

                Tymczasem najnowsze badania, m.in. przeprowadzane przez uczonych z kalifornijskiego Stanford University, wykazują ogólnie negatywny wpływ żłobków i przedszkoli na dzieci. Uczęszczanie do przedszkola źle wpływa na rozwój społeczny dziecka: na motywację do nauki, samokontrolę emocjonalną i szereg innych umiejętności interpersonalnych. Badania wykazały za to, że pobyt w przedszkolu może być korzystny dla rozwoju umiejętności matematycznych i językowych dziecka. Zły wpływ przedszkola nie wynika z rozłąki z rodzicami, lecz prawdopodobnie ze stresu wywołanego pobytem w dużej grupie rówieśniczej.

                 O tym wszystkim się w Polsce nie mówi. Liczy się tylko budżet.

                                                                               Maciej Białecki, Wspólnota Samorządowa 

 

Od Czasu Garwolina: Profesor Rybiński proponuje państwowe dopłaty dla rodzin 1000 zł miesięcznie za każde dziecko. Dla porównania – niektóre gminy dopłacają 700 złotych miesięcznie do miejsca w przedszkolu.

Korwinowcy z Kongresu Nowej Prawicy proponują zniesienie wszelkich dopłat czynionych z horrendalnych podatków bezpośrednich i pośrednich, zniesienie takich podatków, umożliwienie przeciętnemu Polakowi zarabiania – powiedzmy - 7000 złotych miesięcznie, i samodzielne opłacanie wychowania dzieci.

                                                                                                                     AD

.